Dzisiaj zabieram Was na krótką, acz pełną pięknych widoków podróż po Gdańsku. Tym razem wybrałem Olszynkę. Co mnie zaciekawiło ? Zafascynowało ? Zastanowiło ?
Więcej poniżej, zapraszam ze mną !
Wtorek 11 kwietnia, porywisty wiatr, duże kłębiaste chmury, świecące słońce i ja… A właściwie pomysł, który pojawił się w mojej głowie – przejechać się na Olszynkę, na zachód słońca. Cel został ustalony, zatem nie pozostało nic innego, jak ruszyć przed siebie po cudowne krajobrazy.
Z Chełmu zjechałem ul. Stoczniowców, przeciąłem Trakt Św. Wojciecha i już przy Baszcie Białej skręciłem na Plac Wałowy, mijając Małą Zbrojownie. Wjeżdżając na Bastion Św. Gertrudy pierwszy raz tego wieczora zachwyciłem słońcem schowanym za chmurami i zalesionym wzgórzem wznoszącym się nad ul. Zaroślak. Spojrzałem w stronę ul. Mostowej i fosy ciągnącej się zaraz obok. Ruszyłem w tamtą stronę.
Fosa Starego Przedmieścia i Dolnego Miasta. |
Już tutaj, za Bramą Nizinną człowiek zupełnie zmienia otoczenie. Wcześniej kamienice, gęsta zabudowa, a po przejechaniu przez Bramę – fosa, bastiony, rzadko ulokowana zabudowa. Olszynka to dla mnie fenomen, dzielnica położona tak blisko (granicząca) Śródmieścia, nawet jego ścisłego centrum, a tak inna, spokojna, sielska, wiejska.
Przejeżdżając mostem nad Motławą wjechałem na ul. Olszyńską, która na tym odcinku skupia najpiękniejszą część zabudowy tejże dzielnicy. Domy w kratę, tj. szachulcowe plus zachodzące słońce to miód na moje serce… Kawałek dalej, przy ul. Miedza, wszedłem na kładkę nad Motławą obserwując odbijające się w wodzie zachodzące słońce. Właśnie po takie widoki tutaj przyjechałem.
Piękne domy, zachodzące słońce… |
Zachód słońca nad Motławą. |
Minąwszy Dwór Olszyński z początku XIX wieku zagłębiałem się w spokoju… Jeszcze kilkanaście minut wcześniej przyroda i natura była dodatkiem do tkanki miasta, tutaj to miasto jest dodatkiem do natury. Zielone wały, wijąca się między nimi Motława a do tego chylące się ku zachodowi słońce… Czy trzeba czegoś więcej ? W takich okolicznościach minęła mi dalsza droga, co raz zatrzymywałem się i podziwiałem spektakl natury. Coś cudownego.
Wracałem przy łunie zostawionej przez słońce oraz chmurach wyglądających jak pociągnięcie pędzla na płótnie… Miejsca w zależności od pory dnia, roku, pogody, wyglądają zupełnie inaczej. Tak jak w wierszu “Krzak dzikiej róży w ciemnych Smreczynach”.
Czasami wystarczy krótka (przejechałem 12 km) wycieczka rowerem, aby ujrzeć niesamowite krajobrazy i odciąć się od codzienności.
Podobał się Wam ten post ? Zatem warto polubić moją stronę na FACEBOOK’u, dzięki czemu poznacie wiele ciekawych i pięknych Gdańskich miejsc.
Odkrywajcie, pokazujcie innym i cieszcie się tym ! Pozdrawiam, Cześć ! 🙂