Cześć Przyjaciele!
Niemal dokładnie dwa lata temu poznałem Martę prowadzącą bloga Palcem po mapie, stopą po ziemi (klik). Wówczas po raz pierwszy wybraliśmy się na wspólną “miejską podróż”, w czasie której starałem się zaskoczyć osobę, która przeszła wszystkie (!) Gdańskie ulice. Rok później spotkaliśmy się ponownie, wybierając łącznie siedem naszych ulubionych dzielnic i pokazując sobie nawzajem, za co je lubimy.
Co ważne!
Wpisy z pierwszego spotkania znajdziecie TUTAJ (klik) i TUTAJ (klik), z kolei nasze siedem ulubionych dzielnic opisałem TUTAJ (klik), TUTAJ (klik) i TUTAJ (klik).
Wspólna “miejska podróż” trzeci rok z rzędu
Minął rok, mamy końcówkę sierpnia, a my ponownie spotkaliśmy się odkryć trochę Gdańska, który jak zawsze stał się doskonałą scenerią do rozmów.
Tym razem propozycja miejsca i trasy spaceru wyszła ze strony Marty, która wypatrzyła ją w przewodniku “Wędrówki po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym”.
Część szlaku dobrze znałem, choć są to tak urocze miejsca, że zawsze warto do nich wracać. Jednak jak zawsze “miejska podróż” stała się bramą do czegoś nowego, nieznanego, innego spojrzenia na okolicę.
Do tej pory nasze wędrówki z Martą w większości obejmowały tereny mocno zurbanizowane, zatem sobotni spacer był krokiem w tę drugą stronę. Każde miasto posiada w swoich granicach tereny naturalne, w Gdańsku mamy ich aż nadto – lasy, plaże, wydmy, pola i łąki, dziko porośnięte wzgórza. Wszystkie tego typu tereny łączy jedno, dają odetchnąć, no i, rzecz jasna, na spokojnie porozmawiać.
Pętla Tramwajowa -> Staw Młyński
Spotkaliśmy się przy pętli tramwajowej w Oliwie. Tuż obok nieustająco hałaśliwa Al. Grunwaldzka, przejeżdżające tramwaje, gwar miasta. Ruszyliśmy ul. Rybińskiego i Stary Rynek Oliwski, w okolicy ul. Kwietnej pokazał się nam Młyn wraz ze wzgórzem Pachołek w tle, zaś już chwilę później po lewej stronie Staw Młyński z fontanną.
Zastanawiam się, jak musi się czuć ktoś, kto idzie w takim miejscu po raz pierwszy. Co czuje, myśli, kiedy idąc Starym Rynkiem Oliwskim, zabudowa powoli odsłania przed tą osobą kolejne sceny, niczym sztuka w teatrze, budując napięcie, trzymając w niepewności.
Niespodziewany herb Gdańska
Minęliśmy staw, po czym kroczyliśmy ul. Kościerską. Na samym początku dom, który zwrócił naszą uwagę oraz brama wjazdowa z herbem Gdańska. Ów herb znałem z wypraw rowerem w te rejony, za to Marta była pozytywnie zaskoczona istnieniem tegoż (jeśli chcecie zobaczyć jak bardzo była zaskoczona, zaglądajcie TUTAJ (klik) na fanpage i zobaczcie zdjęcie w tle ;)).
Ulica Kościerska i specyfika Oliwy
Ulica Kościerska to już inna odsłona Oliwy, samochodów bardzo mało, dużo zieleni, obok dziko porośnięta łąka, dalej widoczne morenowe wzgórza. Sprawnie przeszliśmy od jednej z najbardziej uczęszczanych ulic Gdańska do ulicy otoczonej zielenią – to specyfika Oliwy, która udanie łączy zabudowę z naturą.
No to teraz zagłębiamy się w zieleń
W tym miejscu kierowaliśmy się zgodnie z niebieskim szlakiem turystycznym, minęliśmy Kuźnię Wodną z 1596 roku i skręciliśmy w prawo. Tam zobaczyliśmy kolejny staw, a dokładniej Zbiornik Retencyjny “Bytowska 4”, od którego kierowaliśmy się drogą przy lesie, równolegle do biegnącej jakieś 150 metrów dalej Bytowskiej. Bardzo lubię tę część szlaku, bowiem częstuje rozległymi pejzażami, których brak w środku miasta.
Klesza Droga i “Dolina Wężów”
Za “Rybakówką” odbiliśmy w lewo i za moment w prawo, dochodząc do małego splotu dróg. Nim skierowaliśmy się na jedną z nich, zajrzeliśmy nad Potok Oliwski, nad którym z pni i desek zbudowano przeprawę. Wg przewodnika, udaliśmy się na Kleszą Drogę, z której odbiliśmy na czarny szlak, prowadzący pod znak “Dolina Wężów” z kierunkowskazami. W tym miejscu nastąpiła zawrotka, a kolejnym kierunkiem okazała się Droga Węglowa.
Droga Węglowa – tutaj do tej pory mnie nie było!
Tej trasy do tej pory nie przemierzałem, zatem przyszedł czas na coś nowego. Droga krajobrazowo ładna, dość popularna, gdyż minęło nas kilka osób, szczególnie na rowerach. Po prawej stronie zobaczyliśmy kolejny słupek z kierunkami szlaków i zwróciliśmy uwagę, że ledwie 300 metrów za nami jest diabelski kamień!
Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że warto się wrócić i poszukać głazu.
Diabelski kamień w końcu zobaczony
Wypatrzyłem go z dołu, a trudno nie było, bo skubany jest wielki! Głaz narzutowy pęknięty jest na trzy części, z czego największa ma 12,5 metra w obwodzie. Nie mogłem oprzeć się wejściu na górę, co bardzo lubię robić w górach. Póki co w Gdańsku nie miałem okazji, do tej pory 😉 Spod głazu zeszliśmy w dół i skręciliśmy na żółty szlak turystyczny.
Ciekawe wzgórze? Wchodzimy!
Z lewej strony zobaczyłem wzgórze z potencjalnym widokiem, zatem nie czekałem długo i wraz z towarzyszką spaceru pomknęliśmy na górę. Kosztowało to nas nieco sił, jednak było warto. Raz, że widok rzeczywiście jest, co prawda na kolejne zazielenione wzgórza, ale i tak fajny, a dwa, że z tego miejsca dostrzegliśmy drewnianą ambonę. Zeszliśmy do niej i sprawdziliśmy jej trwałość, wchodząc na górę.
Soczysta zieleń
Po chwili ponownie znaleźliśmy się na żółtym szlaku, który wg mapy miał gwałtownie zawracać, a my chyba pomyliliśmy drogi, będąc już blisko trójmiejskiej obwodnicy. Wróciliśmy inną, soczyście zieloną ścieżką aż do początku Drogi Węglowej.
Końcówka wędrówki
Ostatnią część spaceru stanowiła Droga Matarniana, nią wędrowaliśmy na południe w stronę Złotej Karczmy, do której odbiliśmy przy stosownym znaku. Niedługo później wyszliśmy z lasu przy osiedlu Muzycznym, poszliśmy na przystanek autobusowy i tam pożegnaliśmy.
Marta, dzięki!
Marta, dziękuję za wspólną wyprawę! Pamiętasz, jak mówiłem, że potrzebuje doświadczania przeróżnych miejsc, aby mieć przekonanie o tym jak Gdańsk jest wyjątkowy? Dzięki tej wyprawie dotarło do mnie, że mamy w Gdańsku wspaniały obszar TPK, który wciąż jest przeze mnie nie do końca odkryty.
Kilka (ważnych) słów na koniec
Nasza trasa to kilkanaście kilometrów, niemal 200 zdjęć, wiele obgadanych tematów, kilka dobrze znanych krajobrazów oraz nowości – diabelski kamień, ambona, widoki i drogi, których wcześniej nie oglądałem.
Więcej Gdańska na moim fanpage’u, który warto lajkować i obserwować.
Odkrywajcie Gdańsk, pokazujcie innym i cieszcie się tym! Pozdrawiam, Cześć!
Dziękuję, że Was mam, już nawet za taki “drobiazg”. 🙂 Dzięki Wam poznałem określenie “miejski świr”, które i do mnie pasuje!
O proszę, poszliście trasą, którą mam do bólu schodzoną od wszelkich możliwych stron, a i tak namierzyliście coś, o czym nie wiedziałem. Zróbcie trochę większą grupę następnym razem, też bym tak w stadzie połaził.